Okazało się, że mój poprzedni list może trafić do Internetu, więc przesyłam nieco zmodyfikowane moje refleksje na temat katechumenatu. Łatwiej mi jednak, pisząc, zwracać się do konkretnych osób (a nie do bezosobowego “kosmosu”), będę mieć więc przed sobą w wyobraźni Wasze twarze i oczy.

Okres katechumenatu – to czas myślenia o sprawach ważnych, jestem o tym przekonana i podoba mi się to. Dobrze, że można schronić się w murach kościoła przed zgiełkiem, paniką, bałaganem tzw. życia świeckiego. Dobrze, że działają w Kościele radykalne, ale i proste zasady (tak sobie wyobrażam). Człowiek (jak dziecko) chciałby wiedzieć dokładnie i jednoznacznie, co jest czarne, co białe, co dobre, co złe. Takie posegregowanie, uporządkowanie według czarno-białego modelu z pewnością jest trudne, ale konieczne, i wcale nie jest prostackie. Przed podjęciem istotnego działania musimy przecież podjąć jednoznaczną decyzję – “tak” lub “nie”.

Dobrze, że są Siostry i Księża – istoty w specjalnych szatach i o specjalnej wrażliwości. Wyciągają do nas – katechumenów (a teraz już neofitów) – pomocną dłoń i otaczają opieką, przekazują Pismo Święte i podają mleko z miodem (jak wtedy po chrzcie w kaplicy na Wawelu). To ważne, że w czasach obojętności, cynizmu są cierpliwe osoby, które spoglądają na nas życzliwie, ciepło, aprobująco, wybaczająco (tak czuję). To ważne, żeby wybaczyć nam (często znajdującym się na różnych życiowych zakrętach) niezręczności w zachowaniu czy słowach. Nie znamy przecież jeszcze dobrze zwyczajów, stylistyki języka, kodu, obowiązującego wśród katolików. Wspaniale, że dajecie nam porcję obycia religijnego, wydobywacie ze swoich podopiecznych wrażliwość i kierujecie ich oczy i serca ku wartościom trwałym, wiecznym. Indywidualne spotkania z katechistami (lub w małych grupach) mają dla mnie wartość szczególną.

Prywatność wyznań, intymna atmosfera sprzyjają głębi i autentyzmowi przeżyć religijnych, wtedy mogą paść najważniejsze słowa, mogą się nawet polać łzy wzruszenia czy skruchy. W delikatnej materii pracujecie, kochani katechiści! Podziwiam siostry i księży za to, że poświęcili się takiej misji i biorą na swoje głowy problemy, łzy, tragedie, biorą też w pewnym sensie odpowiedzialność za tych, którzy zwracają się do Kościoła o pomoc jak po ostatnią deskę ratunku.

Pismo Święte poznawałam dogłębnie i całościowo, odkryłam Biblię w sposób “prywatny”, jak gdyby niektóre słowa skierowane były do mnie osobiście. Znajdowałam tam analogie do sytuacji z mojego życia, wskazówki, rady. Bywało, że doznawałam autentycznego olśnienia – czyżby już wtedy o tym wiedziano? Natura ludzka już wtedy miała takie problemy? To ja nie jestem pierwsza, która o tym pomyślała?! To moje początkowe “wzburzenie” prowadziło do uporządkowania (mam nadzieję) – świat stawał się jaśniejszy i prostszy. Zainteresowanie Biblią z mojej strony to nie słomiany zapał – zachwyt trwa nadal (użyłam “czasu teraźniejszego”, spodziewam się “czasu przyszłego”).

Jakie jeszcze zmiany nastąpiły w moim życiu osobistym? Modlę się. Robiłam to oczywiście wcześniej pod szyldem – refleksje, rozrachunki, marzenia. Tkwił przecież we mnie jakiś pierwiastek tajemnicy i świadomość istnienia głębi niezgłębionej – no bo, jak mogłabym przed laty narysować tę “zakonniczkę” (tak ją nazwałam), którą autorzy tej strony internetowej zamieścili obok? Teraz jednak wiem na pewno, że , prócz próśb, w modlitwie jest szczególnie ważny element samooceny, co prowadzi w pewnym stopniu do samowzmocnienia, samonaprawiania, samoleczenia i … samozadowolenia. Cha! Cha! Chciałam powiedzieć raczej – “radości życia samej w sobie i pomimo wszystko”. Bywa, że modlę się na przykład , idąc ścieżkami górskimi czy jadąc na rowerze, kontemplując łąki nadwiślańskie i widok na Srebrną Górę. Czuję, że tak też można. Takie mam samotnicze zapędy…

Podsumowując okres katechumenatu, odpowiadam – tak! tak! tak! Chrzest to start w nowe życie! To nie truizm. Musimy tylko ” trochę” zadbać sami, aby i oby to życie było rzeczywiście nowe. Pamiętaj, człowieku (mówię sama do siebie), że chrzest cię zobowiązuje i daje ci nadzieję. Cierpliwie więc będę robić swoje, a wiara, nadzieja i miłość towarzyszą mi. (Miłość – to jest temat! W Piśmie Świętym ciągle o niej czytam. A gdzie jest mądrość? To następny temat do rozważań, a za nim następne i następne. Właściwie jakikolwiek temat wymyślę, odpowiedzi mogę szukać i znaleźć ją w Piśmie Świętym. A tyle mam jeszcze do przeczytania!). Ze szczerymi podziękowaniami – neofitka i entuzjastka J.