Małgorzata Kryłów, chemik, ochrzczona 2 lata temu
Moi rodzice, choć pochodzili z katolickich rodzin, sami nie praktykowali. Tata był ideowym komunistą, który do samej śmierci w 1985 roku wierzył, że komunizm ma sens i nigdy nie czerpał żadnych korzyści z bycia partyjnym.
Mimo wszystko mam wrażenie, że rodzice wychowali mnie w duchu katolickich wartości: dobrej pracy, uczciwości. W Wigilię zawsze dzieliliśmy się opłatkiem, który musiał być poświęcony w parafii, podobnie było z pokarmami na Wielkanoc. Miałam zakodowane to, że w kościele przyklęka się przed ołtarzem. Bóg gdzieś „wisiał w powietrzu” – trochę przemycała tę wiarę babcia, trochę czerpałam od koleżanek ze szkoły podstawowej. Miałam potrzebę chodzenia od czasu do czasu do kościoła. Mówiłam sobie, że ochrzczę się, kiedy będę miała 18 lat. Kiedy weszłam w dorosłość – jako osoba przekorna – postanowiłam dobrze się przyjrzeć katolikom i ich wierze. Obserwując z boku, niestety dostrzegłam, że ludzie, którzy głosili, że są katolikami, zachowywali się trochę nie tak jak powinni. Ich zgłębianie wiary zakończyło się wraz zakończeniem szkoły. Zastanawiałam się, czy nie lepszy byłby protestantyzm. Pociągało mnie w nim podkreślanie wartości pracy, zwłaszcza nad sobą. Z drugiej strony moralnym oparciem i autorytetem był dla mnie Jan Paweł II.W swoim środowisku zawodowym spotkałam ludzi, których autentyczna i silna wiara powoli przekonywała mnie do tego, że katolicyzm to nie tylko chodzenie w niedziele do kościoła, ale życie zgodnie z jego zasadami. Ważnym momentem okazała się śmierć mojej mamy, która była bardzo dobrą osobą. Chorowała na raka płuc, ale stosunkowo krótko cierpiała. Pomyślałam wtedy, że to Bóg jej pomógł i poczułam wdzięczność. Kiedy poszłam do parafii załatwiać sprawy pogrzebowe, ksiądz nie robił żadnych problemów, choć mama nie chodziła do kościoła. Zapytał tylko: „Co z panią?”. Skierował mnie do sióstr jadwiżanek wawelskich. Poszłam tam i… zaczęły się moje przygotowania do chrztu. W chrześcijaństwie fascynuje mnie fakt, że Jezus niczego nie żąda, że zostawia nam możliwość wyboru. A jednocześnie od swoich uczniów wymaga bardzo dużo, zaangażowania się całym sobą. Dla mnie spotkania z siostrami są duchowym i intelektualnym przeżyciem. Myślę, że przydałyby się one wszystkim katolikom. Moja koleżanka katoliczka powiedziała mi kiedyś: „Teraz to ty wiesz więcej o wierze niż ja”. Ludzie szukają w buddyzmie i innych religiach tego, co w katolicyzmie mają podane na tacy. Byłam kiedyś, już po chrzcie, na spotkaniu buddystów i zdziwiło mnie, jak można powtarzać jakąś mantrę, nie mając pojęcia, co się mówi. Jeszcze nie będąc katoliczką, modliłam się własnymi słowami, traktując to jak rozmowę z Bogiem. Teraz jednak jest we mnie więcej spokoju wewnętrznego, bo znalazłam to, czego tak szukałam. Myślę, że właśnie spokój, wyciszenie charakteryzują ludzi spełnionych duchowo. Obserwowałam to u Jana Pawła II i widzę to także u sióstr jadwiżanek. Dobrze mieć świadomość obecności ludzi, którzy żyją tak, że widać w tym Boga.
Be the first to comment!