Kolejny Adwent i znów nie mamy pomysłu, jak go przeżyć, by był czasem radosnego przygotowania na przyjście Pana. A może by tak popracować nad postawami, podejściem do pracy, do swoich obowiązków? I już nie mówić: „Choć się zbiera na wymioty – do roboty, do roboty!”, tylko tę mantrę zamienić na trzy słowa: „Dobrze, chętnie i radośnie”.

Wcześniej postanowienia adwentowe przeważnie dotyczyły wprost naszych relacji z Panem Bogiem: udziału w roratach, rekolekcjach, codziennej lekturze Pisma Świętego. Były też różne mniejsze i większe wyrzeczenia, które wynikały z pragnienia posiadania większej „giętkości” czy hartu ducha.

Propozycja dla mających problemy z wiarą: przełamać naturę

Rodzice i nauczyciele znają podejście dzieci i młodzieży do obowiązków, które są doświadczane jako trud (bo trzeba włożyć pracę). Z reguły wykonuje się to dobrze, ale często z zaciśniętymi zębami – rzadko więc chętnie. O radości, wynikającej z takiej pracy, nie ma niestety mowy!

Jak więc siebie zmotywować, by pojawiła się ta lekkość/zapał i radość? Chętnie coś robimy dla kogoś, kto jest nam bliski, kogo kochamy i chcemy sprawić mu przyjemność (dzieci mogą zrobić coś dla mamy i taty, by się nimi ucieszyli).

A jeśli ten obowiązek nie dotyczy bliskiej osoby? Kogoś, kogo kocham, szanuję, kto jest dla mnie ważny? Wówczas robię to dla… siebie. Obowiązek bowiem to coś, co mnie buduje. Skoro udało mi się to zrobić dobrze, to mogę się ucieszyć ze zwycięstwa nad sobą, przełamaniem własnej niemożności, niechęci czy lenistwa. Radość tego typu związana jest z osobistym wzrastaniem, dojrzewaniem; bo widzę te cegiełki, które budują moją osobowość i poczucie własnej wartości. Z tych zwycięstw nad sobą tworzy się historia człowieka. Nawet jeśli teraz tego nie dostrzegamy, nie przeżywamy, nie zastanawiamy się nad tym zbytnio, to w przyszłości będziemy się cieszyć z tego, że chociaż nam się nie chciało, to zmobilizowaliśmy się i zrobili. Starożytni opisali to doświadczenie: Dies hodierna recessit et numquam revertetur sed opera eius remanent et annihilari non possunt. (Dzień dzisiejszy przeminął i nigdy nie wróci. Ale dzieła jego pozostaną i unicestwione być nie mogą).

Z perspektywy wiary

Jesteśmy ludźmi Adwentu. Nie tylko swoją postawą świadomego zaangażowania po stronie Dobra, Prawdy i Miłości antycypujemy przyjście Pana w Paruzji, ale chcemy wydoskonalić nasze codzienne spotkania z Chrystusem w różnych okolicznościach życia. W obrzędach wstępnych Mszy świętej mówimy: „Łaska i pokój od Tego który jest, który był i który przychodzi”. Bo Pan wciąż jest ze swymi darami i naprawdę zajmuje się wszystkimi szczegółami naszego życia. I to doświadczenie mówi nam o ogromnej wartości, jaką posiadamy w Jego oczach oraz o Jego miłującej opatrzności. Zatem nasza praca nad sobą, podejście do własnych obowiązków to odpowiedź na Bożą miłość. Może więc stać się wdzięcznym darem. Skoro św. Paweł zauważył, że „Bóg jest w nas sprawcą i chcenia, i działania” (Flp 2,13), to nawet dyspozycje do takiej postawy – by coś robić dobrze, z ochotą i radośnie – sam Pan w nas złożył. Pozostaje nam je tylko wyzwolić:) A wtedy można, wzorem średniowiecza, zadedykować swą pracę: „Ad maiorem Dei gloriam”.

s. Alicja Rutkowska CHR