Do tego nie trzeba jakichś nadzwyczajnych wysiłków i nowych metod. Bóg objawia się człowiekowi pośród jego codzienności. Miejscem jednak szczególnej Jego obecności i czynu jest Liturgia: sakramentalna i uświęcenia czasu. To jest to jedyne, w pełni obiektywne źródło, w którym – jeśli się w sposób świadomy zanurzymy – ugasimy pragnienie życia.

Niejednokrotnie jesteśmy „przyzwyczajeni” do świątyni, „obyci” z treściami Ewangelii i często zupełnie „niewrażliwi” na Bożą obecność, która (o, cudzie!) jest na porządku dziennym. Ale – patrząc rozsądnie – czy mamy jakiś większy przywilej od codziennego uczestniczenia w Liturgii Jego Miłości?

Rutyna to choroba wszystkich, którzy mają częsty i bezpośredni dostęp do „świętości”. Nie ma na nią innego lekarstwa poza ciągłym odnawianiem świadomości tego, w czym tak naprawdę uczestniczę. Prawda jest prosta: Bóg przychodzi i jest, „Ten sam – wczoraj, dziś i na wieki”. Innego nie ma i nie będzie. A my jesteśmy wtrąceni w nurt Żywej Wody.

Bóg daje się całemu człowiekowi. Chce być poznawany, miłowany i przyjmowany naszym umysłem, sercem i płomieniem naszej woli. To jest wyzwanie dla mocnego charakteru: dla prostego dziecka, dla młodego, uczciwie poszukującego prawdy człowieka i dla ludzi dojrzałych. To żmudny i domagający się odwagi pochód wiary, pragnącej widzieć Tego, który z natury swej jest niewidoczny. To cierpliwość nadziei, nie stawiającej Bogu żadnych warunków. To wreszcie pewność miłości, która w najprostszym odruchu chce trwać przy Tym, który dla mnie i dla mojego zbawienia stał się OBECNY.

Być obecnym wobec Obecnego: to najprostszy środek, a zarazem ostateczny cel. Program – nie tylko na Wielki Post – który może się stać zasadą całego życia. Ale co on konkretnie oznacza? To odnowiona bojaźń i drżenie, kiedy przekraczam próg świątyni. To podtrzymywana świadomość wiary, kiedy rozpoczyna się Msza święta. To żywe słuchanie Słowa – Chrystusa, który za chwilę stanie się jawny w swoim Ciele, i którego znów przyjmę w darze Świętej Komunii. To wpleciona w życie modlitwa, intencja ofiarowująca Bogu wysiłek codziennego życia. To – w konsekwencji – widzenie Go w bieżących okolicznościach, w sobie samym i w drugim człowieku.

Liturgia Wielkiego Postu niesie ze sobą ogrom treści. Są też nabożeństwa Dróg Krzyżowych i Gorzkie Żale. Trzeba te wszystkie wątki łączyć w twórczej syntezie. Ogarniać je duchem i czerpać z tego bogactwa pełnymi garściami. Najgłębszą prawdą jest jednak fakt, że we Mszy świętej dokonuje się sakramentalne UOBECNIENIE Krzyżowej Ofiary. W niej mamy realny dostęp do Golgoty, do Chrystusa wydanego za nas (za mnie!) dla zbawienia świata. Mamy dostęp nie tylko do Drzewa, ale do Ciała i Krwi Boga-Człowieka. On jest „tu i teraz” obecny w swojej udręczonej i otulonej welonem śmierci Osobie, ale i w chwale powstania z martwych. Kto raz dotknie wiarą Boga Żywego i przylgnie do Niego, ten z pewnością owocnie przeżyje nie tylko Wielki Post, ale całe swoje życie. Kto zaś już doszedł do traktowania swojej obecności w kościele jako niedzielnego czy świątecznego zwyczaju, Boga zaś jako generalnie nieobecnego, ten – nawet będąc blisko Źródła – nie nasyci się. Wielki Post może więc  być wielki tylko wtedy, kiedy człowiek zdecyduje się odnowić swoje człowieczeństwo – godność i wielkość „przyjaciela Boga”.

Ale w całym tym trudzie odnowy nie wolno nam zapomnieć o szczęśliwej perspektywie – Wielki Post przypomina nam bowiem również prawdę o wysłużonym dla nas przez Chrystusa darze wolności. W jednym z nieszpornych hymnów wielkopostnych możemy się przyglądnąć temu darowi: „jesteśmy już wolni od lęku przed mieczem anioła, którego Bóg posłał, by karał opornych”. Dzięki łasce (zwłaszcza tej sakramentalnej) możemy być pewni działającej w nas z nadprzyrodzoną mocą wolności. W uwolnionym zaś sercu Bóg może zdziałać wszystko. Z punktu widzenia Bożego sprawa jest prosta – „przez wodę i wyschłą pustynię dążymy do ziemi Bożych obietnic” (hymn nieszporny). Z naszego punktu widzenia sprawa w ogóle nie jest prosta. Nasz Bóg jest jednak wielki i jest, jeśli tak można powiedzieć, Świętym Realistą. Wie, że „walka z wrogami nadziei” jest ciężka, dlatego przychodzi nam z pomocą, podprowadzając do zdroju życiodajnej i „nadziejo-dajnej” Krwi – Krwi swojego umiłowanego Syna; Napoju, który ochładza i skutecznie syci w drodze ku niebu. Oto jest właśnie logika Bożego skłonu: nasza niemoc graniczy z wszechmocą Boga. Zbliżając się więc do Nocy Paschalnej cierpliwie i wytrwale ufajmy, że wreszcie dojdziemy do Tego, który w Eucharystii dawno już do nas doszedł.

Marzena Władowska CHR, „Posłaniec św. Antoniego”, nr 2/2015, marzec-kwiecień