W końcu kwietnia br. odezwał się mój kardiowerter, ponieważ fala często-skurczy spowodowała lawinę wyładowań. Szpital, w którym wylądowałem, skierował mnie do Kliniki na Kopernika w Krakowie, gdzie postanowiono dokonać ablacji, co w tej sytuacji wydawało się „ostatnią deską ratunku”.

Po pierwszej ablacji niespodziewanie odwiedziła mnie, będąca przejazdem w Krakowie, Siostra Alicja, znajoma skądinąd naszej rodziny. Długo ze mną rozmawiała, a ja wymęczony brakiem snu i dwugodzinnym zabiegiem, niezbyt dokładnie rejestrowałem rozmowę. Jednak wiem, że zwróciła Ona szczególną uwagę na nadzwyczajny splot zdarzeń, które miały miejsce w mojej sytuacji, a którymi kierowała bezsprzecznie Siła Wyższa. Mówiła w sposób ogromnie sugestywny o nadziei i konieczności pełnego zaufania Bogu. Za Jej namową postanowiłem poprosić księdza o Sakrament Chorych.

Po Jej odwiedzinach kolejny częstoskurcz spowodował konieczność interwencji lekarskiej. Był najsilniejszym z dotychczasowych. Wydawało mi się, że to już koniec, więc tylko w myślach mogłem powtarzać „Jezu, ufam Tobie”. Pomału życie zaczęło wracać. Działania lekarzy dały pozytywny wynik.
Rano otrzymałem Sakrament Chorych i tuż po nim dowiedziałem się, że będzie drugi zabieg ablacji.

Zdawałem sobie sprawę, iż jest to nadzieja ostateczna. Przypomniałem sobie słowa Siostry Alicji: „Pan Bóg nie znosi fuszerki, zaufaj Mu, a wszystko będzie dobrze”. Zaufałem Panu Bogu jadąc, bez jakiejkolwiek bojaźni, na salę operacyjną. Druga ablacja dała bardzo dobry rezultat. Częstoskurcze zniknęły, arytmia także. Sam nie dowierzałem, że może to być koniec moich kłopotów. Po czterech dniach zostałem wypisany do domu i od tej pory wszystko, co złe, odeszło.

Tą drogą pragnę najserdeczniej podziękować Siostrze Alicji za Jej niezwykłe, w tych trudnych chwilach, POCIESZENIE. Takiego właśnie wspaniałego wsparcia można by życzyć wszystkim cierpiącym i ciężko chorym. Życzę więc Siostrze Alicji wielu Łask Bożych w kolejnych nieocenionych posługach.

Andrzej Kominko
Sanok, czerwiec 2013