Adwent to czas, który najczęściej przeżywamy w duchu oczekiwania na Chrystusa. Przypominamy sobie historyczne oczekiwanie narodu wybranego i dodajemy do tego naszą aktualną nadzieję na spotkanie z Nim przy końcu czasów. Wiemy lub przeczuwamy, jesteśmy świadomi lub oddalamy od siebie tę świadomość, że to spotkanie na końcu czasów będzie poprzedzone spotkaniem w chwili śmierci, kiedy każdy z nas stanie wobec Boga twarzą w twarz.
Ale nie jest to cała prawda adwentu, bo przecież w Eucharystii Chrystus przychodzi do nas codziennie i wcale nam nie każe czekać na chwilę ostateczną. On już jestem między nami. Jest Żywy i Prawdziwy – OBECNY i PRZYCHODZĄCY do nas.
Liturgia jest więc tą jedyną aktualną przestrzenią i aktualnym czasem przychodzenia Boga – czasem osadzonym pomiędzy tym pierwszym a tym ostatecznym przyjściem Chrystusa. Kościół w najwcześniejszym okresie swojego istnienia wręcz nie mógł się doczekać powtórnego przyjścia Chrystusa, a z Nim Jego pokoju i szczęścia, i pogodził się z „opóźnianiem” paruzji właściwie tylko dzięki obecności Chrystusa w liturgii, a szczególnie w Eucharystii.
Cały adwent przeniknięty jest nastrojem oczekiwania. Można sobie jednak zadać pytanie – jak powinniśmy czekać, żeby to oczekiwanie nie było zbyt dosłowne i żeby nam nie przesłoniło tej najistotniejszej prawdy o spełnieniu już teraz w Liturgii, szczególnie w sakramencie Ołtarza i w sakramencie pojednania wszystkich Boskich obietnic? Powinniśmy być uważni na Jego nieustanne przychodzenie do nas w swoim Słowie, w sakramentach świętych, w osobie kapłana, we wspólnocie Kościoła i w każdym człowieku. Jeśli tak będziemy czuwać, spotykać Go TU i TERAZ, to nie zaskoczy nas, kiedy przyjdzie w chwale i sąd będzie zaproszeniem na gody.
s. Marzena Władowska CHR