Droga dosłownie – bo i kilkuletni wyjazd za granicę, i szlak św. Jakuba, ale też i wieczne podróże pomiędzy dwoma krajami, tym w którym się urodziłam oraz Krakowem.

Rodzice dali mi dobre podstawy do tego bym była dobrym, uczciwym i wrażliwym na innych człowiekiem. Dali mi wiedzę, wykształcenie i wiarę że w życiu sobie poradzę. Dali mi podstawę wiary chrześcijańskiej, tej prawosławnej i tej katolickiej, chociaż nie chcieli za mnie podjąć decyzji w którym z tych dwóch kościołów mnie ochrzcić. Rosłam w środowisku wieloreligijnym, wielokulturowym, wielonarodowym w pełnym szacunku dla różnic. I było mi z tym dobrze aż się zorientowałam, że jestem taka trochę niczyja. Że wiem że Pan Bóg istnieje, że czasem go odwiedzam w kościele albo w myślach, ale też czułam że nadchodzi moment kiedy powinnam się zadeklarować, przybliżyć, poznać, przyjąć swoje obowiązki. Wyręczyć rodziców w decyzji, którą powinni byli podjąć czterdzieści kilka lat temu.

Wyjechałam do Włoch na 4 lata i tam zbliżyłam się do społeczności Polaków, z którymi wyjeżdżałam na narty, na wycieczki w góry, ale z którymi też spotykałam się w polskim kościele. I tutaj znowu byłam inna. Znowu nie uczestniczyłam w pełni. Nie wszystko rozumiałam a coraz bardziej czułam, że to jest moje, właściwe dla mnie.
Pod Turynem odwiedzałam świątynię św. Michała Archanioła – było to moje ulubione miejsce do którego jeździłam by pomodlić się za rodziców, by pomyśleć, podumać, pomedytować. Cudne miejsce, dla mnie stało się bardzo ważne.

A potem poszłam na szlak św. Jakuba, nie, nie na pielgrzymkę, ale żeby iść, pomilczeć, pomyśleć, a czułam że jestem w punkcie zwrotnym i zadawałam sobie pytanie „Gdzie jest moje miejsce ?”. Na szlaku spotkałam księdza Krzysztofa, którego w pierwszej godzinie znajomości zapytałam co ja mam zrobić żeby zostać ochrzczoną. I nagle łzy, łzy wzruszenia, bo wreszcie powiedziałam komuś to co w środku od dawna się rodziło. A Krzysztof powiedział bym się nie spieszyła, bym poczekała aż ta decyzja we mnie dojrzeje, niech to mi zajmie tyle czasu ile tylko będę potrzebować, najważniejsze że jestem na tej drodze. To od Niego się dowiedziałam o Siostrach Jadwiżankach przy kościele św. Marka.

A potem były długie rozmowy z siostrą Ania, później z siostrą Eweliną – dziękuję Wam za nieskończona cierpliwość przy odpowiadaniu na moje pytania, niektóre niezbyt mądre , ale wiedziałam że jest to właściwe miejsce i właściwe osoby by zaległości w niewiedzy nadrobić.

Od chwili gdy weszłam do kościoła św. Marka czuję się „zaopiekowana”, przynależąca, widziana, po prostu czuję się na właściwym miejscu. I staram się postępować tak by nie zawieść zaufania, by konsekwentnie podążać obraną drogą.

Dziękuję Panu Bogu za to że tyle czasu na mnie czekał i że na mojej drodze postawił wielu Mądrych Ludzi.

Ada